O piątkowym akcie samospalenia Andrzeja Ż. przed URM napisano już chyba wszystko, włącznie z manipulatorskim przekazem, że Andrzej Ż. „wysyłał też listy do PiS”. Wcale się nie dziwię zhańbionym merdiom, że od razu w czambuł zrobiły wszystko, by część odium, które ten biedny desperat przewidział dla Tuska, rządu i PO, spadło też na znienawidzonych PiSiorów. Prawie jakby Andrzej Ż. podpalił się na Nowogrodzkiej! A teraz morda w kubeł, nie analizować, nie grac tragedią w wyborach i oczywiście nie czepiać się Słońca Peru, że zapragnął zajaśnieć nad ranami nieszczęśnika.
Przy okazji tego dramatycznego aktu wspomina się inny podobny – Ryszarda Siwca, który podpalił się 8.09.1968 r. na Stadionie Dziesięciolecia. Analogia jak najbardziej uprawniona, bo forma protestu tragiczna, tak jak tragiczne były tamte czasy. Dziś czasy przecież niewiele się zmieniły, inne są tylko didaskalia.
Ja jednak zupełnie nie myślałam o Siwcu...
Pierwsza analogia, która mi przyszła na myśl, to Tunezyjczyk Mohammed Bouazizi, 26-letni bezrobotny absolwent uniwersytetu, który 17.12.2010 r. podpalił się w proteście przeciwko konfiskacie jego wózka z warzywami, jedynego niewielkiego źródła utrzymania w tym biednym kraju, w którym obywatel wówczas zupełnie się nie liczył. Od jego aktu samospalenia zaczęła się tunezyjska rewolucja, która potem rozlała się na inne kraje arabskie. Kilka aktów samospalenia miało też miejsce w Algerii, ale tam niewiele się zadziało po tych desperackich próbach zapoczątkowania rewolucji.
Jak będzie u nas? Czy będzie rewolucja choćby w myśleniu?
Ludzie u nas teraz zbyt rozleniwieni, żeby wyjść na ulice, ale komuś z niemiłościwie nam panujących musiało przemknąć przez myśl wspomnienie tunezyjskiego zapalnika. Taki pasztet w kampanii wyborczej nie śni im się pewnie nawet w najgorszych koszmarach, a Andrzej Ż. i tak już im dostatecznie nabruździł przed samymi wyborami.
To może my im tak czarną polewkę skoro nie stać nas na pasztet?
